Zamkowa Góra
Katalog znalezionych frazWidzisz odpowiedzi znalezione dla frazy: Zamkowa Góra
Temat: propozycje urlopowe
Lasy rudzkie
...ciąg dalszy
Zapadłe zamczysko
Około kilometra na zachód od „Krasiejowa” położona jest Góra Zamkowa
(Schlossberg). W czasach książęcych na wzniesieniu tym był punkt widokowy z
chatą Wiktora, a w czasie wojny niemieckie składy broni. Niedaleko stąd
znajdowała się kiedyś leśniczówka „Lichtenstein”. Legenda mówi, że dawno temu
rozbójnicy zbudowali tu zamek. Zajmowali się napadaniem na podróżników
podążających starym traktem na miejskie targowiska. Pewnego razu zabili chłopa,
który z powodu biedy sprzedał ostatniego konia i wracał do domu z pieniędzmi.
Jego żona, na drugi dzień rankiem, poszła do lasu i znalazła na drzewie
powieszone ciało męża. Jej żal był tak wielki, że krzyknęła w stronę zamku:
"Niech cierpią ci, którzy zabili mojego chłopa". Wtem ziemia się rozstąpiła i
zamek się zapadł.
Przeklęta leśniczówka
Od Góry Zamkowej na północ wiedzie droga do Rudy Kozielskiej. Przed wioską
znajduje się leśniczówka Wildek, według miejscowej ludności dość ponure miejsce.
Wedle legendy mieszkał w niej kiedyś leśniczy Eliasz, który zabraniał
komukolwiek wchodzić do lasu. Mieszkańcy Rudy Kozielskiej, nie chcąc być
zastrzeleni, wchodząc w gęstwinę musieli głośno gwizdać lub śpiewać. Obcy,
którzy tak nie czynili, byli zatrzymywani przez Eliasza i zamykani w piwnicy
leśniczówki, z której nigdy już nie wychodzili. Pewnego razu lasem wędrował
handlarz świętymi obrazkami. Strudzony zapytał robotników leśnych o nocleg. Ci
doradzili mu, by szybko uciekał przed Eliaszem. Gdy to mówili, zły myśliwy
pojawił się ze strzelbą i wystrzelił w kierunku handlarza. Ten złapał kulę i
oświadczył, że wyceluje w leśniczego. Eliasz prosił o łaskę. Obiecał, że już
nigdy nikogo nie zabije. Jak się okazało, w piwnicach leśniczówki było już
złożonych 99 ofiar. Handlarz miał być setną. Kiedy Eliasz zmarł, nad Wildek
zleciało się sto czarnych kruków. Starzy ludzi wspominali, że był to
przerażający widok.
Dolina Rudy pomiędzy Rudą Kozielską a Górną Hutą
Miejsce charakteryzujące się mozaiką krajobrazu. Widoczne terasy rzeczne z
krawędziami, swobodnie meandrujące koryto Rudy, starorzecza, stożki napływowe,
wydmy, las na siedliskach borowych i łęgowych, mokradła okresowe i bagna, łąki
oraz resztki grobli stawu hutniczego. W Górnej Hucie, w stawie Sołtysek, żerują
bobry. W Rudzie Kozielskiej przy mostku na Rudzie (należy zatrzymać się przy
wyjeździe ze wsi w kierunku Kuźni Raciborskiej, przy domu książęcym z napisem na
elewacji „Quid ad te”), znajduje się najlepsze miejsce do obserwacji doliny
rzeki jak i - położonych bardziej na wschód - łąk widokowych porośniętych
wierzbami, z ciekawymi zjawiskami klimatycznymi np. kilkoma rodzajami mgieł i
szadzi. Kiedyś w Rudzie Kozielskiej, nazywanej Kozią Wólką, grasowali
rozbójnicy. Na ich czele stał Pistulka. Zbóje czatowali na kupców przy moście na
Rudzie. Nieszczęśników grabili a potem topili w rzece. Pewnego razu most pod
nimi się zarwał i cała zgraja złoczyńców utonęła. Przy wylocie z Rudy
Kozielskiej w kierunku Rud stoi kapliczka maryjna. Kiedyś pojawiała się przy
niej zjawa bez głowy z chlebem i nożem w ręku. Pewnego razu szedł tędy żołnierz
z wojny. Piechur był bardzo głodny. Zjawy się nie zląkł, lecz powiedział: "Sam
Bóg mi cię tu zesłał z tym chlebem". Wziął nóż i odkroił pajdę. Wtedy zjawa
bardzo mu podziękowała, bo dzięki żołnierzowi odpokutowała swoje skąpstwo za życia.
Dolina Rudy między Stodołami a Paprocią
Znajdują się tu interesujące krajobrazy, których głównym elementem są meandry
rzeki Rudy, a przy niej terasy z starorzeczami, stożki napływowe, lasy na
siedliskach borowych i łęgowych, mokradła, łąki z chmielem, który tu kiedyś
uprawiano a także misa i grobla stawu hutniczego w Paproci.
Uroczysko „Dziewcze Groby”
W 1920 r., w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, zginęły tu dwie
dziewczyny. Od tego wzięła się nazwa miejsca, które stanowi w istocie zespół
wydm określanych jako kompleksowe wydmy paraboliczne. Naukowcy widzą w nich
przykład morfologii eolicznej międzyrzecza Rudy i Bierawki. Prawie cały teren
zajmuje las sosnowy. W niższych partiach terenu można spotkać drzewa liściaste,
przede wszystkim dęby.
Łąki widokowe Kolonii Renerowskiej
Rozciągają się wzdłuż osady założonej przez opata rudzkiego Augusta Rennera
(1716-1783). Dawniej było to osadnictwo śródleśne przy drodze z Raciborza przez
Jankowice do Rud. Dziś ten krajobraz jest już mocno przekształcony.
Grzegorz Wawoczny Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Schattenland; 3-Sat, 21:15
Co do opowieści o Mazurkach, to nie wiem co Ci kolega opowiadał, ale kobiety
zazwyczaj były bardzo wierne swoim wybrańcom, aż do śmierci i mimo, ze mąż pił
gorzołeczke i bił to zawsze i do końca były one z nimi. Mówię to na podstawie
literatury ludowej. Nie spotkasz w niej, w tej literaturze opowieści o zdradzie
czy opuszczeniu przez mazurską żonę swojego męża. Przeciwnie. Pamiętam taki
piękny acz bardzo smutny wiersz o Mazurce i górniku. Jej narzeczony pracował w
kopalni jako górnik i zdarzył się tam wypadek. Zasypało go. Po wielu latach
odkopali jego ciało i zawieźli narzeczonej, a ona poznawszy go wzieła z nim ślub.
Kobiety wyróżniały się ogromną pracowitością i pięknym śpiewem przy kołowrotkach
czy pierzeniu gęsi. Wszędzie sobie śpiewały jak nie na polu to przy piecu i
szkoda, ze tak mało zostało tych przyśpiewków. Nie umiały pisać.
Jeszcze wspomnę o czymś co porusza serca. Heimat, to miejsce swoich wspomnień,
to ludzie którzy witają cię uśmiechem i do których warto wrócić. Ale Heimatu już
niektórzy nie mają, nie mają do kogo wrócić. Nie czeka już nikt na nich, a co
najgorsze nikt ich już nie pamięta. Poszli w zapomnienie, w nicoś. Nawet ich
familijne kości, cmentarze nie istnieją przez rozbudowanie terenów. Wszystko
jest już inne i został Heimat zanikniony. Tak własnie jest. Nie ma potrzeby
wracać, zostaje ucisk tylko gdzieś głęboko w sercu, który nikt nie jest w stanie
wyrzucić go, aż do śmierci. Szczęściarze ci którzy mają do kogo wracać. Ale
wcale tak nie musi być, ten ból dziś koi internet, nowe znajomości i nowe cele
powrotu, wprawdze w innym wymiarze, ale jakże on koi. Przelewasz tą miłość
Hejmatu na dzisiejszych ludzi i tak ważne jest by ich nie zrazić do siebie.
Dlatego od zeszłego roku Warmiacy organizują Zjazd Warmiaków w Gietrzwałdzie.
Początki są trudne, ale z biegiem czasu stosunki sie unormują i takie spotkania
wsi będą wspaniałą dewizą łączenia pokoleń tej ziemi czego Wam Slązacy również
życzę.
Zakończę swoją opowieść urywkiem wspaniałej książki "Muzeum ziemi ojczystej"
Siegfrieda Lenza, urodzonego w Ełku. A powieśc ta jest gorącą obroną historii
Mazur przed polityką jednostronną.
" - Ale my przecie musim wrócić, Zygfryd, musim, bo wszystko tam na nas czeka:
drzewa i jeziora, i góra zamkowa, i pola, i stara rzeka, co niesie tratwy.
- Nie, Simon, nikt tam na nas już nie czeka, co w Piszu, ci, ktorzy by mogli na
nas czekać - tych już nie ma.
Żadnego dzwięku, który by cię wspomniał, żadnej twarzy, która by się rozjaśniała
na twój widok, żadnej ręki, która by odnowiła nieuniknione związki - bo tych już
nie ma, zginęli i pogrążyli się w mroku, dlatego chwila, na którą czekasz, nie
nadejdzie."
Ładnie to ujął Lanz
cdn Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Nowe osiedle w Chęcinach
Nowe osiedle w Chęcinach
wtawiam treść artykułu:
" Na zboczu góry Zelejowa koło Chęcin powstanie osiedle. A właściwie małe
miasteczko, bo jest tam miejsce na dwieście domów jednorodzinnych
Tak dużej inwestycji mieszkaniowej pod Kielcami dawno nie było. Wczoraj
uprawomocnił się miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego obszaru Chęciny
II, w skład którego wchodzi osiedle domów jednorodzinnych na południowym zboczu
góry Zelejowa. Powstanie tam 200 działek budowlanych, wyznaczono już drogi
osiedlowe, dojazdowe, obszar przeznaczony na usługi, handel i np. przedszkole.
Około 2/3 tego terenu jest w rękach jednej osoby, pozostała część należy do
innego inwestora. Obu reprezentuje Zakład Obrotu Nieruchomości "Interlocum" w
Kielcach. - Myślę, że budowa pierwszych domów rozpocznie się jeszcze w tym roku
- mówi Andrzej Klimaszewski, współwłaściciel Interlocum.
Z inwestycji zadowolony jest burmistrz Chęcin Robert Jaworski. - Cieszę się, bo
kiedy budownictwo kwitnie, bezrobocie maleje, zwiększa się też liczba
mieszkańców - mówi.
Burmistrz podkreśla ekonomiczne zalety takiej budowy. - To są ziemie leżące
ugorem, takie pola wcale nie wyglądają pięknie. Ziemia ma V, VI klasę i
zwolniona jest z podatku rolnego. Po przekształceniu właściciele będą płacić
normalny podatek od nieruchomości - podkreśla.
Według niego budowa nowych osiedli jest ratunkiem na niż demograficzny. Chęciny
są w niechlubnej czołówce tych gmin, które likwidują w tym roku najwięcej szkół.
- Dzieci rodzi się coraz mniej, a budowa takich osiedli pozwoli gminie się
rozwijać. Wszyscy są zadowoleni. Poza tym ludzie z zewnątrz wniosą dużo dobrego
- np. mentalność, pojawią nowe grupy zawodowe - zauważa.
Firma Interlocum nie buduje domów, tylko sprzedaje działki, ale Klimaszewski
zapewnia, że nie będzie to typowe podkieleckie osiedle. - Po pierwsze, plan
zagospodarowania przestrzennego jest na tyle szczegółowy, że nie powstanie tu
chaos architektoniczny. A gmina zadbała o to, żeby była dobra sieć dróg
osiedlowych oraz miejsce na usługi i handel. No i tak naprawdę kielczanie nie
przestaną mieszkać w mieście, bo Chęciny prawa miejskie mają - mówi.
Dobra jest też komunikacja z osiedla. Do Kielc dojeżdża się dwupasmówką w 15
minut, nie ma korków bez względu na porę dnia. Jest też bardzo blisko do
ekspresowej "siódemki", a w drugim kierunku - do zalewu w Bolminie. Rekreację
zapewnia pobliski rezerwat przyrody na Zelejowej. Wszyscy mieszkańcy będą też
mieli piękny widok na panoramę Chęcin z Górą Zamkową, klasztorem i kościołem
parafialnym.
Problem może być tylko na początku z mediami. Burmistrz Jaworski przyznaje, że w
tym roku nie ma środków na budowę wodociągu i kanalizacji dla osiedla. - Zrobię
wszystko, aby znalazły się w budżecie na następny rok - zapowiada.
W tym rejonie planowane są jeszcze dwa podobne osiedla, w gminie Sitkówka-Nowiny
i na południowym stoku Góry Zamkowej.
PS PROŚBA DO WSZYSTKICH UŻYTKOWNIKÓW, WSTAWIAJĄC ODNOŚNIK DO INNYCH TEKSTÓW,
WKLEILI TEŻ TREŚĆ TEGO ARTYKUŁU!!! GDYŻ PO PEWNYM CZASIE TEKST Z TAMTEJ STRONY
ZNIKNIE NATOMIAST TU NA FORUM POZOSTANIE!!!! ZAWSZE BĘDZIE MOŻLIWOŚĆ ODSZUKAĆ
STARSZE INFORMACJE!!! Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Drohiczyn - perła Podlasia
Na temat ciekawej historii Drohiczyna można sobie w różnych miejscach poczytać.
Stara stolica Podlasia - Drohiczyn nad Bugiem - Na pograniczu dwóch kultur
Przez kilkaset lat ta malowniczo położona miejscowość była jednym z ważniej-
szych ośrodków administracyjno-handlowych i wojskowych pogranicza polsko-
ruskiego, a potem litewskiego.
Kto dzierżył Drohiczyn ten faktycznie władał całym Podlasiem.
www.zsokolowa.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=26&Itemid=45
Mamy w Polsce cztery miasta o tradycjach grodów koronacyjnych - pisze Paweł
Jasienica - Pierwszym jest oczywiście Gniezno, a Kraków dopiero
trzecim...Drugie miejsce zajmuje Drohiczyn nad Bugiem...Tu w 1253 roku z rąk
wysłannika papieskiego otrzymał koronę Rusi Książe Daniel Romanowicz, prawnuk
Krzywoustego.
www.podlasie-n.za.pl/
O zamku (drohiczyńskim)krążą podania, jak choćby o złotej trumnie Kumata i
innych kosztownościach ukrytych przez Jaćwingów. Drohiczynianie opowiadają
również, że raz na sto lat, w nocy, zawsze przy pełni księżyca, otwiera się
ściana Góry Zamkowej i wypływają z niej łodzie pełne zbrojnych rycerzy. Dokąd
płyną - niewiadome. Podanie głosi tylko, że przed świtem, nim zapieje pierwszy
kur, muszą wrócić do podziemi. Otóż zdarzyło się kiedyś, że jeden z rycerzy
ujrzał na brzegu piękną dziewczynę z Drohiczyna, która w stroju Ewy wychodziła
z kąpieli. Zauroczony jej wdziękami, wyskoczył z łodzi na brzeg, ale dziewczyna
przepadła gdzieś w zaroślach. Rycerz chciał wrócił do swoich, niestety, było
już za późno: łodzie odpłynęły i zniknęły w Górze Zamkowej. Od tej pory zjawa
zbroi błąka się nocami po nadbużańskich błoniach i oczekuje chwili, kiedy
grodzisko znów otworzy swe wrota.
www.zamki-mazowsza.turystyka.net/html/drohiczyn.html
Niezwykłe zalety tego niewielkiego miasteczka i jego okolic już dawno odkryli
artyści. Tutejsze plenery upodobał sobie reżyser Andrzej Wajda i wykorzystał
przy realizacji filmu "Nad Niemnem". Górę Zamkową oraz łąki nad Bugiem można
podziwiać w "Kronice wypadków miłosnych" i "Pannach z Wilka". W tym drugim
filmie jedną z głównych ról gra pochodzący stamtąd aktor Daniel Olbrychski.
www.wiadomosci24.pl/artykul/zakatki_podlasia_malowniczy_drohiczyn_4068.html Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Legendy Roztocza
O Tanewie i Gołdapie - wersja literacka -cd
- Gołdapowa córa, błękitnooka Tanewa moją będzie. Więcej łupów nie pragnę.
Zadowolę się tylko tą branką.
- A daczego, niewierny? Może ty coś knujesz w głębi robaczywej duszy? – chan
tatarski popatrzył podejrzliwie na klęczącego. – Gardzisz worem szczerego złota
i klejnotów z Gołdapowego skarbca? Nie pojmuję cię. Wszakże za srebro i złoto
od moich wojowników mógłbyś kupić dziewek, ile dusza zapragnie. Zajrzyj do
naszych taborów, popatrz, jakie mrowie czeka tam na takich, którzy mają złoto
albo klejnoty. Rusinki, Laszki, jasnowłose Litwinki, czarnobrewe Wołoszki.
Wybieraj, jakie tylko zechcesz.
- Kiedy jeno tej jednej nagrody pragnę – pokręcił głową Jędrzej Wilcze Ucho. –
O innych nie myślę. Wszystkich pozostałych jeńców oraz wszystkie złoto i cenne
klejnoty wam pozostawiam do podziału.
- Niech będzie, jak postanowiłeś, niewierny. Ilu moich ludzi potrzeba ci do
pomocy?
- Siedemdziesięciu. Dobrze uzbrojonych i starannie ukrytych w zaroślach pod
zamkową górą. Do ataku skoczyć mają dopiero na mój sygnał. Wtenczas, kiedy
warownia będzie cała płonąć. Nie wcześniej.
- Płonąć? – chan trącił końcem szabli klęczącego, by podniósł głowę. – A jakże
chcesz tego dokonać, niewierny?
- Przy pomocy tej oto niespodzianki – odpowiedział Jędrzej Wilcze Ucho i
wskazał na worek za plecami.
- Co w nim kryjesz?
- Gołębie.
- Drwisz sobie ze mnie, niewierny? – chan uniósł krzywą szablę zamierzając
ukarać zuchwalca. – Przecież to zwyczajne leśne ptaki. Bezrozumne gołębie,
nawet nie orły i nie drapieżne sokoły.
- Nie leśne i nie zwyczajne, ale moje własne i wcale nie głupie. I jeszcze
kilka sąsiedzkich, które tam na górze również mają swoje gniazda. Wypuszczone z
worka ani chybi polecą wprost do zamku. Pomyśl, gdyby przywiązać im do łap
wysuszoną hubę i podpalić, pożar tamże zawloką. A płonący zamek zdobyć to już
przecie nie sztuka.
- Hi, hi, hi! Serca chrześcijańskiego nie masz, giaurze – rozchichotał się
wielki chan, gdy wreszcie pojął zamierzony podstęp. – Za to duszę tatarską
masz. Albo diabelską. Bierz stu ludzi i pal zamczysko, jakeś sobie zaplanował.
Postąpiono dokładnie tak, jak obmyślił zdrajca. Przerażone gołębie pofrunęły
niosąc tlącą się hubę do swych gniazd na zamkowych strychach. Wkrótce pożar
garnął zabudowania, potem przerzucił się i na smolisty ostrokół. Warowne
grodzisko zapłonęło niczym żagiew.
Jednego Jędrzej Wilcze Ucho nie przewidział. Obrońcy woleli śmierć w ogniu
niźli tatarską niewolę. Nie poddali się. Zginęli wszyscy. Także i Tanewa.
O straszliwej tragedii garstki obrońców dowiedziano się po zwycięskim powrocie
z wojny od pastuszka ukrytego podczas najazdu w zaroślach. Zaniemówiono ze
zgrozy.
Żałobną cisze przerwał Spytko. Zapas strzał włożył do kołczana, miecz wyostrzył
i dosiadł srokacza. Wyruszył na poszukiwanie Jędrzeja Wilcze Ucho. Zamku na
wzgórzu już nie odbudowano. W wypalonych ruinach osiadł rycerz Gołdap jedynie
ze starym sługą.
Od tamtej pory puszczacy mieszkający w borach Roztocza przepływającą tam rzekę
nazywają Tanwią, całe wzniesienie Gołdą, natomiast samą wysoką i stromą górę z
widocznymi do dziś resztkami ziemnego wału – Gołdapowym Zamkiem. Lub zwyczajnie
Zamczyskiem.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Chcesz wbić gwóźdź w płot? Przygotuj raport
Chcesz wbić gwóźdź w płot? Przygotuj raport
Co wynika z tego artykułu i niniejszej dyskusji? Wniosek jest oczywisty -
poziom znajomości zagadnień związanych ze środowiskiem naturalnym i jego
ochroną jest przerażająco niski. Można odnieść wrażenie, że przeciętny
obywatel nie rozumie sensu ochrony przyrody, wręcz uważa, że jest ona
zbędna i przysparza problemów. Granice Ostoi Natura 2000 na Wyżynie
Częstochowskiej w dużej mierze pokrywają się z granicami projektowanego
Jurajskiego Parku Narodowego. To nie przypadek? Chodzi o najcenniejsze
enklawy przyrodnicze w tej części Polski, zwyczajowo i tłumnie odwiedzane
przez ludzi szukających wypoczynku, a także eksponowane w materiałach
promocyjnych gmin. Po prostu potrzebne nam, mieszkańcom regionu
częstochowskiego i całej Polski. Zatem dziwi mnie i irytuje, że zamiast
cieszyć się, że jest wreszcie nadzieja uratowania tego, co jeszcze zostało z
tych skarbów naszego dziedzictwa narodowego, elementów, które stanowią o
atrakcyjności i wartości naukowej tzw. Jury, ktoś narzeka na ekologów,
nazywając ich terrorystami, gangsterami itp. W takim razie do ekologów
terrorystów należy zaliczyć jednego z czołowych polskich geobotaników i
krajoznawców prof. Romualda Olaczka, który jest współtwórcą projektu JPN;
zasłużonego dla naszego regionu prof. J. Hereźniaka; zmarłego już dr. Andrzeja
Skalskiego, przez wiele lat dyrektora Muzeum Częstochowskiego i wielu innych
naukowców.
Ostoja Złotopotocka i Olsztyńsko-Mirowska leżą w granicach Parku
Krajobrazowego Orlich Gniazd. Niestety od paru lat praktycznie nie pociąga to
za sobą żadnych pozytywnych skutków, a Jura nieubłagalnie traci swoje walory
przyrodnicze i krajobrazowe. Zabudowa podchodzi pod same ostańce, płoty
przecinają ścieżki pieszych wędrówek turystów, a kłady hulają po Sokolich
Górach, Biakle, Górach Towarnych i Górze Zamkowej. Parę miesięcy temu w
programie TVP3 można było zobaczyć materiał o wycince drzew w Górach
Gorzkowskich. Jeden z leśników zapewniał, że są to cięcia pielęgnacyjne.
Pojechałem tam tydzień później. Dorodne pnie buków leżały na ścieżce biegnącej
wzdłuż pasma wzgórz przygotowane do transportu. Cięcia pielęgnacyjne, czy
normalna eksploatacja drewna ? W głębi lasu obraz zniszczenia. Stratowane,
zajeżdżone ciężkim sprzętem runo, a na drodze powstałej na skutek włóczenia
pni bardzo silna już erozja w postaci miejscami półmetrowej głębokości rowów
wypłukanych przez wody opadowe. Jakże mogłoby być inaczej, skoro wycinki
dokonuje się w sezonie wegetacyjnym? Szkoda, że media nie powróciły w to
miejsce by pokazać całą hipokryzję leśników. Tak właśnie wygląda ochrona
przyrody w Parku Krajobrazowym Orlich Gniazd, a w szczególności w jednej z
najcenniejszych jego części. Wojewódzki Konserwator Przyrody wyraził się
wówczas, że ten teren nie podlega jego opiece. Dyrekcja Parków Krajobrazowych
w ogóle nie zauważyła problemu. Może więc teraz, gdy powstała Ostoja
Złotopotocka, ochrona Gór Gorzkowskich i kilku podobnych miejsc, znajdzie się
wreszcie w kompetencjach posiadającego odpowiednie narzędzia prawne organu
zajmującego się profesjonalnie ochroną przyrody, jakim ma być Regionalna
Dyrekcja Ochrony Środowiska. Procedury trwają i pewnie wiele czasu minie do
ich zakończenia (dziwne, że np. Słowacy mogli już dawno już uporać się z
problemami Sieci NATURA 2000). A do tego czasu? Cóż, kiedyś powstał Plan
Ochrony dla Zespołu Jurajskich Parków Krajobrazowych Województwa
Częstochowskiego. Nawiasem mówiąc chyba nigdy nie został odwołany przez
Wojewodę. Opracował go zespół fachowców. Może więc warto zajrzeć do tego
dokumentu i stosować się do jego wskazań? Wtedy zapewne stan siedlisk się
nie pogorszy. Praktyka pokazuje, że najlepszą metodą ochrony przyrody jest
pozostawienie jej w spokoju. Taki np. rezerwat Szachownica leży kilka
kilometrów od wsi otoczony borem sosnowym. Proszę się nie obawiać Panie
Wójcie. Póki to się nie zmieni, przedmiot ochrony ostoi zostanie zachowany.
Nie trzeba wydawać pieniędzy na ekspertyzy. Aha, płotów w granicach ostoi
jeszcze nie ma, albo jest bardzo niewiele.
Wracając do zagadnienia, które poruszyłem w pierwszych zdaniach. Wyrzućmy
z programu szkoły średniej resztki nauk o przyrodzie i prawdziwą ekologię,
która traktuje o funkcjonowaniu ekosystemów. Wówczas będziemy przy każdej
okazji słyszeli dowodzące kompletnej ignorancji, wręcz idiotyczne oskarżenia
o terroryzowanie społeczeństwa przez ekologów i pytania w rodzaju -„my czy
kwiatki?
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Historia nazwy miasta Kamienna Góra (Landeshut)
Historia nazwy miasta Kamienna Góra (Landeshut)
W starych dokumentach niemiecką nazwę miasta zapisywano:
* Landishute,
* Lanthshute,
* Landeshuta,
* Landyshute,
* Landishuta,
* Landeshute,
* Landeshut,
* Lancshuth.
Ostatecznie utrwalił się zapis Landeshut, który dotrwał do 1945 roku.
Nazwa Landeshut składa się z dwóch części:
1. das Land - kraj, kraina;
2. die Hut - straż, opieka, piecza
lub der Hut - kapelusz.
Das Land + der Hut = Kapelusz Kraju (rozumiany jako symboliczny 'kapelusz'
księstwa - kasa księstwa).
Zważywszy na położenie miasta to dziwne tłumaczenie nabiera sensu - kapelusz
(kiesa) napełniany opłatami od przejeżdżających kupców.
Das Land + die Hut = Straż Kraju (Strażnica Kraju, lub krótko Strażnica,
Stróża, Straża).
Kronikarz Nason w siedemnastowiecznej kronice księstwa
świdnicko-jaworskiego pisze: "Bolko ... zbudował to miasto w roku 1292 jako
strażnicę swego kraju na miejscu dawnego zburzonego zamku i umocnił je
podwójnymi murami i wałami. Ten stary zamek - opowiada dalej Narson -
zbudowany był na niedostępnej skale, niedaleko bramy dolnej, i nazywał się
"Strażnica" ".
Bardziej prawdopodobne jest zatem, że to położenie geograficzne i znaczenie
militarne zdecydowało o pierwotnej nazwie miasta.
Po II wojnie światowej powstał problem ustalenia nazewnictwa polskiego. W tym
celu wznowiono działalność przedwojennej Komisji Ustalania Nazw Miejscowości
przy Ministerstwie Administracji Publicznej. Komisja wiosną 1946 roku ustaliła
dla miasta nazwę Kamienna Góra.
Zanim jednak komisja wydała decyzję, miasto nosiło nazwę Kamieniogóra, zaś
stacja kolejowa Ziemsk.
Komisja określając nazwę miasta zasugerowała się prawdopodobnie zapisem w
dokumencie lokacyjnym z 1249 roku, w którym książę legnicki Bolesław Rogatka
zezwolił benedyktynom z Krzeszowa lokować osadę targową Landishute na prawie
niemieckim. Zakonnicy otrzymali również wielki kompleks leśny między Zadrną a
Leskiem, którego wschodnia granica sięgała miejsca o nazwie Camena gora, gdzie
swój początek bierze rzeka Lesk.
Rzeka Lesk wypływa ze zbocza wzgórza koło Kuźnic Świdnickich nazywanego ...
Kamienna Góra. Nie leżało ono nigdy na obszarze określanym jako Ziemia
Kamiennogórska, zatem dzisiejsza nazwa miasta wydaje się wynikać z pewnego
nieporozumienia.
Przypuszczalnie członkowie Komisji niedokładnie studiowali źródła historyczne
i określenie Camena gora skojarzyli z charakterystycznym wzniesieniem w
mieście - Górą Zamkową, na której stał niegdyś zamek Straża od którego zaczęły
się dzieje miasta.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Grudziądzu zbudź się i odbuduj KLIMKA !
Grudziądzu zbudź się i odbuduj KLIMKA !
Klimek musi być odbudowany i w tym wątku oczekuje wpisów nie o tym co muszą
władze zrobić lecz co TY zrobiłeś dla odbudowy.
Oczekuje umieszczenia tu nr konta i deklaracji rzeczowych.
Czy poniższy tekst ze strony
www.klimek.grudziadz.com.pl/zalozyciele.htm jest aktualny ?
Zanim nas zarejestrowano
Jeszcze przed rejestracją Komitetu, Paweł Grochowski wygłosił
referat "Idea odbudowy wieży Klimek i szanse jej realizacji"
na spotkaniu promocyjnym książki "Grudziądz miastem Chrystiana. Materiały
posesyjne z II Sympozjum 'Grudziądz miastem Chrystiana' 4.12.1998 r."
zorganizowanym w centrum Kształcenia Ustawicznego
w Grudziądzu 25 kwietnia 2002 r.
Powstanie, cel
Wiele osób związanych z Grudziądzem czy to poprzez odwiedziny,
czy fakt jego zamieszkiwania, mówiło o konieczności przywrócenia
miastu pięknego punktu widokowego, którym była wieża Klimek.
Z jej to wierzchołka rozciągała się niezwykła panorama od Chełmna
i Świecia aż po Nowe, jak i na miasto. Ale Klimek to nie tylko widoki,
to także zabytek, to także korzenie miasta, jego początki. Od wieków
królując na Górze Zamkowej wieża ta była nie tylko wyróżnikiem Gru-
dziądza, ale przede wszystkim najstarszym zabytkiem przeszłości.
Dlatego też 6 maja 2002 r. grupa grudziądzan, miłośników historii
miasta, zebrała się by wspólnie, odbudować Klimka - symbol i ozdobę
panoramy miasta. Podczas tego ważnego spotkania podjęto uchwałę
o powołaniu Społecznego Komitetu Odbudowy Klimka, wybrano wła-
dze stowarzyszenia, uchwalono statut.
Teraz
Komitet liczy 100 członków zwyczajnych oraz 7 członków nadzwyczajnych.
Do członków wspierających należą:
1. Muzeum w Grudziądzu
2. Polskie Towarzystwo Geograficzne Koło w Grudziądzu
3. Polski Związek Filatelistyczny Koło Miejskie w Grudziądzu
4. Grudziądzkie Towarzystwo Kolekcjonerów i Miłośników
Sztuki Dawnej "Pomorze"
5. Koło Miłośników Dziejów Grudziądza
6. Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Oddział w Grudziądzu
7. Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział w Grudziądzu
Komitet jest stowarzyszeniem zarejestrowanym, swą działalność
opiera na pracy społecznej członków.
Zarząd tworzą:
Paweł Grochowski
Zbigniew Maciejewski
Janina Guniewicz
Janusz Hinz - przewodniczący
- wiceprzewodniczący
- sekretarz
- skarbnik
Siedziba Komitetu:
Centrum Kształcenia Ustawicznego
ul. Legionów 2
86-300 Grudziądz
tel. 0 56 45 13 631
fax 0 56 45 13 632
e-mail klimek2002@interia.pl
Bank Spółdzielczy w Łasinie
nr konta 44 9500 0008 0009 3839 2000 0001
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Niedługo będziemy mieli pojezierze :)
Jestem z Tobą Hubercie. Szczebrzeszyn to miasto, które ma tyle do zaoferowania,
że żadne bajoro nie przebije tej atrakcyjności. Po pierwsze: położenie na
Roztoczu (niestety poza obszarem Szczebrzeszyńskiego Parku krajobrazowego), z
jednym z najpiękniejszych odcinków doliny Wieprza (ładniej jest tylko w Guciowie
- Bondyrzu )i miejscami skąd roztaczają się niepowtarzalne widoki (góra Zamkowa,
Szperówka parę km od centrum). Te górki w Szperówce można byłoby wykorzystać na
sporty zaimowe Po drugie: zabytki. Pokażcie mi drugie miasto, gdzie na niecałych
8 ha znajdują sie obok siebie świątynie 3 wyznań, (i to jakiej klasy
świątynie)i cmentarze, nie tylko wielkością ale i klasą nagrobków bijące
nekropolie w większych miastach. Oprócz tych "przewodnikowych" są jeszcze mniej
zauważane zabytki- figury, domy, młyny i układ urbanistyczny, spaprany po
poprowadzeniu przez środek zespołu szkolnego i przez rynek ulicy Zamojskiej,ale
ostatnio trochę "uszlachetniony" wizualnie nowymi schodami przed kamienicami.
Nie byłoby to warte tyle, gdyby nie historia Szczebrzeszyna - piękna i bogata.
To tak tylko w skrócie, ale mnie wystarczyłoby, żeby chcieć zobaczyć to miasto.
Więc co w zamian za zalew? Bardzo proszę. Remont cerkwi i zrobienie tam galerii,
sali koncertowej, miejsca spotkań (może modnych tak ostatnio, ekumenicznych);
stworzenie lepszych warunków do zwiedzania synagogi, tam też można zrobić
galerię; uporządkowanie cmentarza żydowskiego i wyeksponowanie najstarszych
nagrobków, zrobienie trwałego estetycznego ogrodzenia i kontrolowane zwiedzanie
, tak jak jest np. w Krakowie, Pradze - można wprowadzić bilety dla
zwiedzających;lepszy dostęp do kościołów - przez kratę w drzwiach nie da się
zobaczyć tego co najpiękniejsze w renesansie; uporządkowanie rynku -
zagospodarowanie rynku na wzór innych miast, które mają centralnie usytuowany
ratusz . Można byłoby wówczas robić tu duże imprezy. Tylko bez fontanny, bo to
pasowałoby tu jak kwiatek do kożucha. Za to ławeczki, estetyczne kosze, małe
odcinki zaprojektowanej zieleni. No i powinien pan burmistrz zrobić coś z
komunikacją w kierunku Frampola, najlepiej wyprowadzić ruch z rynku, zwłaszcza
dla ciężkich samochodów.;pomnik chrząszcza nie powinien przysłaniać tego co
ważniejsze, ale trzeba się trochę wspiąć, żeby to zobaczyć. Łopaty w ręce,
archeologa do pomocy i już odsłaniać mury zamku, toż tam pod ziemią ukryty kawał
historii . Wystarczy je później tylko trochę zaznaczyć nad powierzchnią, a
wyobraźnia turystów i dobrzy przewodnicy dadzą zarobić i na tym miejscu. Tylko
broń Boże jakieś ławeczki, miejsca schadzek, bo wiadomo czym to się skończy. No
i te górki na Szperówce - marzenie dla rowerzystów, narciarzy i spacerowiczów.
Musi być do tego dobra restauracja - z miejscowymi potrawami i może ruskimi,
żydowskimi, no i oczywiście ładne widokówki, foldery, przewodniki.Turysta bedzie
potrzebował co najmniej 4-5 godzin, że się napaść Szczebrzeszynem i wrócić tu
znowu . Nie musi nocować, niech jedzie w las, rano wróci, bo przypomni sobie, że
czegoś jeszcze nie zobaczył. Mam jeszcze parę pomysłów, ale nie chcę zanudzić
tych którzy zaryzykują czytanie tego postu. Chętnie pogadałabym z burmistrzem
albo z ludźmi, którzy potrafią go przekonywać do robienia rzeczy pożytecznych
dla miasta i mieszkańców. A co do zalewu, to jedźcie do Majdanu
Sopockego.Miejscowość urocza, lasy,grzyby, jagody i nie ma kaca na drugi dzień.
Zalew jest, harcerze czasem się w nim kąpią, na niedzielę przyjeżdża parę
samochodów i koniec. Ani porządnej gastronomii, wc w marzeniach(ten na parkingu
jest na klucz, a klucz nie wiadomo gdzie), zasrane lasy dookoła, pełne kosze na
śmieci i snująca się wieczorem od browaru do browaru, młodzież.To jest
miejscowość wypoczynkowa na Roztoczu. Myślicie, że zalew w Szczebrzeszynie
przyciągnie ludzi bardziej, niż to co już tam jest? Nie wierzę, i nie powinien
uwierzyć w to burmistrz ani mieszkańcy. Niech wykorzysta pieniądze na sprzedanie
towaru, który ma na półkach, i nie marnuje czasu na szukanie nowego, który nie
wiadomo czy się sprzeda. Życzę Szczebrzeszynowi, żeby podjęto tam mądre decyzje,
bo jest mi bardzo, bardzo bliski. S. Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Nasza wiara - twoja wiara
Stały takie chromy i na Rusi - sanktuarium Rodeń nad brzegiem rzeki Roś,
sanktuarium Roda-Świętowita na górze Bogit, chrom Busziwśkyj na Podolu i in.
Pierwotnie wspólne były prasłowiańskiej jednocie kulty Macierzy-Przodkini albo
Mateńki-Ziemi i kult Bogini Płodności; pozostałości ich odnajdujemy dzisiaj w
mitologiach ukraińskiej, bułgarskiej, polskiej, rosyjskiej, białoruskiej, a
także ludów bałtyckich. Na uwagę zasługuje niezwykła postać Matki-Sławy, o
jakiej dowiedzieliśmy się z Księgi Wełesowej. Na kult ptakopodobnej bogini
zwróciła uwagę jeszcze w latach siedemdziesiątych Marija Gimbutas, ale nie
znalazła poparcia u wybitnych archeologów (np. u Borisa Rybakowa),
uważających, że istnienie takiego kultu w przeszłości nie jest udokumentowane.
Dzisiaj mamy dowody na piśmie, wyryte na deseczkach Księgi Wełesowej: "To mówi
Mać-Ptak nasza o nas i sławę rzecze nam"; "Macierz-Sława wybrała nas, byśmy
śpiewali o zwycięstwie nad wrogami i wierzymy w to, bo to słowo o ptaku
Wyżnim, co uleciało w niebo od nas"; "tak sława nasza przejdzie do Macierzy-
Sławy i pozostanie w niej do końca wieków ziemskich i innych żywotów!" Obraz
Macierzy-Sławy wiązał się z obrazem słonecznej światłości, której skrzydła-
promienie wieszczą przyszłą sławę i zwycięstwo: "bije skrzydłami Macierz-
Sława".
Przyrodzona szlachetność słowiańskich narodów dawała pierwszeństwo wartościom
duchowym przed materialnymi: "wolimy zniknąć, ale nigdy nie być nam
niewolnikami i nie czcić cudzych bogów". Kędyż więc się podziała ta duma i
godność własna, jako że tysiącletnie panowanie obcej religii przemieniło nasze
narody w posłuszną, pełną bojaźni bożej owczarnię chrześcijańskich popów i
księży?! Setki i tysiące historycznych faktów chrześcijańskiego terroru,
rozlewu krwi i bratobójstwa woła dziś do Słowian myślących, by zrzucili z
siebie tysiącletnie jarzmo duchowej niewoli. Posiadamy świętą Wiarę naszych
dalekich, mądrych przodków, która po stokroć jest wyższą, przyrodzoną,
kosmiczną wiarą - tylko ona uratuje Słowian od samozagłady.
Dzisiaj trzeba nam połączyć wszystkie wysiłki na polu nauki zmierzającej do
poznania, uporządkowania i wydania wszystkiego, co jeszcze można uratować,
oczyścić z obcych naleciałości i zwrócić dziedzicom dawnych Sławnych.
Korzystajmy z metod religioznawstwa porównawczego, które zalecał profesor
Szajan! Wspólna słowiańska spuścizna duchowa daje możliwość wykrycia i
najlepszego zrozumienia regionalnych osobliwości kultów i nauczania wiary.
Mozaika kultów wiary rodzimej narodów słowiańskich nigdy nie zrodzi wrogości,
bo jedynie przez cześć dla tego, co rodzime, wyrasta szacunek i tolerancja w
stosunku do sąsiadów. My z jednakowym odczuciem sacrum oddamy cześć bogom w
ukraińskim chromie Swaroga, jak i wtedy, gdy znajdziemy się na szczycie
świętej góry Ślęży na Śląsku. To odczucie sacrum niechaj będzie zaprzeczeniem
biblijnych nakazów: "ołtarze ich porozwalajcie"; "ich bogów spalcie ogniem".
Widzieliśmy już, czym może się stać walka wokół jednego Boga (Jezusa czy
Jahwe). Reakcja łańcuchowa rozpadu - oto schemat rozwoju chrześcijaństwa.
Setki sekt i wyznań, co różnie rozumieją jedną księgę, fanatyzm i nienawiść do
drugiego człowieka zamiast głoszonej miłości bliźniego. Czyż nie czas nam
rozglądnąć się dokoła i odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy uczyniło nas
lepszymi chrześcijańskie "światło" z Rzymu lub Bizancjum?!
Pora nam już na oczyszczenie się. Ruscy wołchwowie przepowiedzieli ten czas,
gdy zebrali się przed tysiącem lat na Górze Zamkowej w Kijowie. Toż zdejmijmy
swoje "różowe okulary" - druhowie polscy! Spójrzmy na naszą przeszłość i
przyszłość jasnymi oczyma naszych praszczurów, którzy patrzą na nas z Wyraju w
oczekiwaniu na tę chwilę, kiedy zaśpiewamy Sławę Wielką naszym rodzimym
słowiańskim bogom!
Halina Łozko
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: coś o Przemyślu
coś o Przemyślu
Samo miasto Przemyśl jakże okazale wznosi się ponad powierzchnię tej rzeki,
gdy się doń zbliżamy od strony południowej i wschodniej. Słusznie też mógł o
niem powiedzieć Słownik geograficzny (Warsz. tom IX)że:
"Co do malowniczości położenia jest Przemyśl jednem z najpiękniejszych miast
Galicyi. Najokazalej przedstawia on się z gościńca wiodącego do
Węgier.Głównym punktem panoramy miasta jest Góra Zamkowa (alias: Capia)
pokryta drzewami ze szczątkami (murów i baszt) zamku. Na południu wznosi się
wzgórze Zniesienie do 356 mt. wysokości (znak triang.). Na granicy północnej
(w Lipowicach) wzgórze dochodzi niemal do tej samej wysokości. Na Za-saniu,
na polu zwanem Babinie, należącem do klasztoru Benedyktynek, wznosi się
kopiec Babiniec. Z góry Zamkowej malowniczo przedstawia się miasto,
rozrzucone po pochyłościach wzgórzy, strzelające wieżami mnogich świątyń,
ujęte w ramy ogrodów podmiejskich, na tle szeroko rozportartej doliny Sanu.
Od południa zamykają krajobraz siniejące w oddali szczyty Beskidu."
Przemyśl jest grodem nader dawnym i był stolicą udzielnego księztwa w ziemi,
która niegdyś Chrobacyi czerwonej a pózniej Rusi czerwonej nosiła miano (jak
twierdzi ks. Wojciech Michna z Zaleszan w dziełku: Przemyśl i jego okolica,
Nowy Sącz 1872).(...) Jako siedziba biskupów dwóch obrządków, t.j.
łacińskiego i wschodniego (który od r. 1696 stał się unickim) miał Przemyśl
niegdyś kilkanaście kościołów i cerkwi, z których w nowszych czasach wyróżnił
się okazałością i bogactwem kościół i kollegium Jezuitów (po ich zniesieniu
zamieniony na magazyn i koszary); dziś pozostały tylko 4 kościoły, 2 cerkwie
i 3 klasztory. Żydzi posiadają także synagogę z 16go wieku. Katedrę łacińską,
budowlę pod względem architektonicznym wspaniałą, przeniósł Władysław
Jagiełło w r. 1410 z kościoła S. Piotra na zamek zbudowany z ciosu przez
Kazmierza Wgo. W starej katedrze ruskiej "na Wilczu" (obecnie nie
istniejącej) buli grzebani wszyscy prawie książęta ruscy (zacząwszy od
Roscisława r. 1065 aż do Włodzimierza r. 1207). Dzisiejsza katedra ruska (pod
wezwaniem Urodzenia św. Jana Chrzciciela) położona na wzgórzu, i przerobiona
z kościoła Karmelitów w r. 1784 ma godną widzenia ambonę w kształcie okrętu.
Obie katedry mają swe księgozbiory, a ruska i drukarnię (Przyjaciel
ludu,1838).
Niektóre kościoły posiadały obrazy i posągi Swietych cudami i łaskami
wsławione. I tak: w kosciele Dominikanów (zbudowanym w r.1239), był posąg
alabastrowy Matki Boskiej, który przyniósł tam z Kijowa św. Jacek uciekający
przed Mongołami w r. 1240, uznany za cudowny przez biskupa Sierakowskiego
(przeniesiony obecnie do katedry). Wreszczie: szczątki św. Wincentego,
patrona miasta, za sprawą których, gdy je obnosili mieszkańcy w processyi w
czasie najazdu Szwedów, puścił lód i na Sanie w marcu 1656 r., skutkiem czego
nieprzyjaciel do miasta dostać się już niemógł. Dalej: cudowny sygnet
błogosł. biskupa Błażejowskiego, pomocny matkom rodzącym do szczęśliwego
rozwiązania.
Oskar Kolberg - "Przemyskie" Kraków 1891 Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Trzy bielskie legendy ... zasłyszane ;)
Komu potrzebny jest w Bielsku Zalew
Komu potrzebny jest w Bielsku Zalew?
Budowa Zalewu w Bielsku ma wieloletnią historię. W latach 60-70 ubiegłego wieku
zbierano pieniądze od mieszkańców na jego budowę, lecz ani pięniędzy ani Zalewu
do dzisiaj nie ma. Były olbrzymie projekty zalewu od ulicy Batorego do mostu
kolejowego, kawiarnia przy Łysej Górce, zwanej obecnie dumnie Górą Zamkową, lecz
nic z tego nie wyszło, prawdopodobnie z uwagi na zbyt grube pokłady torfu
sięgające 7-8 metrów w głąb.
Komu więc jest (nie)potrzebny Zalew?
* Władzom? Gdyby był potrzebny, to by już był.
* Turystom? Raczej omijają nasze miasto.
* Mieszkańcom? Miasto Bielsk Podlaski według stanu na dzień 16 czerwca 2008
roku liczy 27787 mieszkańców, w tym 14431 kobiet i 13356 mężczyzn.
* Lokalnym politykom? Przed wyborami w latach 2002 oraz 2006 kandydaci na
włodarzy miasta deklarowali poparcie dla idei budowy zalewu, wręcz wybudowania
go do 2010 roku a nawet szybciej.
Czemu miałby służyć Zalew?
Jako inwestycję wprowadzono ją do Planu Rozwoju Lokalnego Miasta Bielsk Podlaski
na lata 2005-2006 z perspektywą po 2006 roku.
W marcu 2006 roku Rada Miasta podjęła uchwałę w sprawie uchwalenia miejscowego
planu zagospodarowania przestrzennego terenów zbiornika wodnego i jego otoczenia
w dzielnicy Studziwody w Bielsku Podlaskim, woj. podlaskie. Przewidywał on
między innymi:
*
plażę przywodną,
*
pole namiotowe
*
pomosty wędkarskie
*
przystań sprzętu pływającego
*
ciągi pieszo rowerowe
Zbiornik retencyjny w dzielnicy Studziwody wg tego planu ma za zadanie:
- zapobiegania wysokiemu stanowi wód,
- poprawa poziomu wód gruntowych (ich podniesienie);
- stanowić miejsce rekreacji, turystyki i wypoczynku dla ludności miasta
Co zrobiono przez ostatnie 7 lat w tej sprawie?
Przed paroma laty wprowadzono tę inwestycję do budżetu miasta. Wydano pieniądze
na opracowanie planu zagospodarowania terenu pod zbiornik, wykup gruntów, na
analizę lokalizacji zbiornika.
I co dalej? Sprawa utknęła rok po ostatnich wyborach. W 2007 roku ogłoszono
przetarg na projekt, wpłynęły oferty, lecz zabrakło około 20 tys zł na jego
rozstrzygnięcie, gdyż Rada Miasta nie wyraziła zgody na wniosek Burmistrza o
zwiększenie o tą kwotę środków w budżecie miasta. Od tej pory w 2008 i 2009 roku
budowa zbiornika wodnego nie figuruje w budżecie miasta. Są ważniejsze sprawy.
np. budowa ulic, kanalizacji, hali sportowej i modernizacji stadionu.
Co robią inni?
W międzyczasie mała gmina wiejska Brańsk wybudowała w okolicy Kiersnówka 4
hektarowy Zalew uzyskując około 3 mln złotych środków z dotacji, wydając
pieniądze z budżetu jedynie na projekt. Mała gmina Kleszczele od wielu lat
posiada w Repczycach zbiornik o powierzchni lustra wody około 11 ha.
Kiedy będzie w Bielsku zalew?
Kiedy będzie w Bielsku zalew - pytaja mieszkańcy. Brak pieniędzy – odpowiada
Burmistrz. Mimo przyjętego przez Radę Miasta w grudniu 2008 roku wniosku w tej
sprawie. Burmistrz nie umieszcza inwestycji w budżecie - mówią radni.
Do trzech razy sztuka
W dniu 5 czerwca do Burmistrza Miasta została złożona petycja w sprawie budowy
Zbiornika wodnego w dzielnicy Studziwody. Kopie przekazano wszystkim radnym
oraz Przewodniczącemu Rady Miasta. Petycja została już poparta podpisami przez
1699 mieszkańców miasta. Ponieważ podpisy są wciąż zbierane, na dzień dzisiejszy
tj. 10 czerwca 2009r. liczba podpisów przekracza już 2 tysiące.
Czy głos ponad 2000 mieszkańców zostanie wysłuchany przez Burmistrza i Radnych?
Wiele lat upłynęło, podejmowano różne uchwały, obradowano. Co jest potrzebne?
Dobra wola i chęci, patrzenie z perspektywą na rozwój miasta, liczenie się z
opinią mieszkańców, determinacja w szukaniu środków na jego budowę.
Jak będzie? Przekonamy się niebawem.
Najbliższa sesja Rady Miasta rozpocznie się o 9:00 dn.30 czerwca 2009.r w
Bielskim Domu Kultury.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Grabarka - święta góra prawosławia
Na Świętą Górę Grabarkę & & #35 8211; śladami peczerskich czer
O Grabarce artykuł ze strony Ukraińskiego Pisma Podlasia "Nad Buhom i Narwoju"
(Bielsk Podlaski)
free.ngo.pl/nadbuhom
Na Świętą Górę Grabarkę – śladami peczerskich czerńców
Fundamentalne znaczenie Kijowa i monasteru Peczerskiego – ognisk, iskry z
których rozpalały w sercach naszych dalekich przodków płomień wiary
chrześcijańskiej, znalazło swe odbicie także w licznych przekazach ustnych,
wiążących powstanie głównych ośrodków religijnych Podlasza z działalnością
kijowskich czerńców (mnichów).
Taka właśnie tradycja ustna, uzupełniona wiadomościami z Latopisu ruskiego,
objaśnia genezę powstania ośrodka kultowego na Świętej Górze Grabarce (Swjataja
Hora Hrabarka). W ten szczególny sposób – stwierdza władyka Jeremiasz
(Anchimuk) – Święta Góra Grabarka jest związana z cudowną ikoną Zbawiciela w
cerkwi w Mielniku nad Bugiem. O ikonie Zbawiciela (w języku starosłowiańskim:
Spasa) wspominają kroniki ruskie z XIII w. w związku z działalnością księcia
halickiego Daniela. W podaniach okolicznej ludności uparcie powraca wspomnienie
o mnichach mieszkających na tej górze i w jej okolicach od najdawniejszych
czasów. Prawdopodobnie mieszkali tu już przed wiekiem XIII mnisi wywodzący się
z Ławry Kijowsko-Pieczerskiej.
Pod opieką tychże mnichów miała znajdować się też ikona z Mielnika, ukryta na
czas wojennych zawieruch. Wprawdzie obecny monaster na Świętej Górze powstał
dopiero w 1947 roku, lecz tradycje monastyczne w nadbużańskim świata kręgu
sięgają odległych stuleci. W XIII w. istniał już monaster Spaski w Drohiczynie,
a niektórzy popularyzatorzy historycznych tradycji prawosławia snują nawet
przypuszczenia, iż widoczne niegdyś ślady lochów w drohiczyńskiej Górze
Zamkowej wskazują na możliwość wcześniejszego istnienia tam monasterów
pieczarnych, założonych przez mnichów z monasteru Peczerskiego (podobne domysły
odnoszą się do góry Wszestie w Mielniku). W okolicach niedalekiej od Świętej
Góry wsi Moszczona Królewska miały też być miejsca, w których do pierwszej
wojny światowej mieszkali pustelnicy, czczący bliżej nie znaną ikonę Spasa.
Ikona, materialny dowód istnienia łaski Bożej, zaginęła – konstatuje Anna
Radziukiewicz, autorka tekstu do albumu fotograficznego o największym podlaskim
sanktuarium. – Ale nie zaginęła opieka Boża na Świętej Górze Grabarce. Trwa
przez stulecia...
Cały artykuł pod adresem:
www.harazd.net/%7Enadbuhom/cn-%20Na%20Swieta%20Gore%20Grabarke.htm Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: dziś o 21 na Placu Jana Pawła II zapalmy świece
katolicy i prawosławni żegnają Papieża
Mielnik, Drohiczyn
Katolicy i prawosławni razem
Śmierć papieża Jana Pawła II pogrążyła cały nasz kraj w żałobie. Odwiedziliśmy
Mielnik i Drohiczyn, pytając mieszkańców o ich nastroje panujące w tych
smutnych dniach.
W wyjątkowej scenerii mieszkańcy gminy Mielnik, oddali w czwartek wieczorem
hołd papieżowi Janowi Pawłowi II. Msza święta w intencji Ojca Świętego została
odprawiona przy oświetlonych ruinach kościoła na Górze Zamkowej. Papieża
żegnali nie tylko katolicy, również prawosławni.
Kazimiera, 71 lat: - Smutek i żal, tylko takie słowa nasuwają się na myśl. To
dla nas ogromna strata, jesteśmy papieżowi wdzięczni za wszystko. Teraz
zostawił nas sierotami.
Janina, 55 lat: - Czuję smutek, ale jednocześnie radość. Radość z tego powodu,
że tak tłumnie, wszyscy razem, katolicy i prawosławni przyszliśmy, żeby
pożegnać papieża. To bardzo wzruszająca chwila. Było tak jak powiedział podczas
mszy ojciec Marian, modliliśmy się dwoma płucami i czuć było wspólny oddech
modlitwy. Przyszedł cały Mielnik i okolica. Cieszy, że potrafiliśmy się
wspólnie zebrać, rzucić wszystko na tę chwilę i wspólnie pożegnać Ojca
Świętego.
Jan, 50 lat, wyznania prawosławnego: - Również dla nas prawosławnych, papież
był człowiekiem, którego bardzo ceniliśmy, m.in. za to, że w trudnych i
ciężkich czasach potrafił znaleźć wspólny język z ludźmi różnych narodowości i
wyznań. Ciągle dążył do ekumenizmu wyznań chrześcijańskich. Czuliśmy z rodziną
potrzebę uczestniczenia w tej wyjątkowej mszy.
Urszula, 24 lata: - Trudno jest mi pogodzić się z tą myślą, że tego Wielkiego
Człowieka nie ma wśród nas. Od kiedy pamiętam papieżem zawsze był Polak i
trudno mi będzie przyzwyczaić się do innej sytuacji. Był to wspaniały człowiek,
swoimi słowami potrafił dotrzeć do każdego, szczególnie do młodzieży. Będę Go i
to czego nauczał pamiętać do końca życia.
Krystyna, 61 lat: - Ta msza, tutaj w Mielniku, świadczy o tym jaką siłę miał
papież, który przecież tak usilnie zabiegał o jedność chrześcijan. Dzisiaj
widać tą jedność katolików i prawosławnych, wspólnie żegnających papieża. To
wyjątkowy i wzruszający moment.
Drohiczyn
W piątek, w dniu pogrzebu Ojca Świętego mieszkańcy Drohiczyna uczestniczyli w
mszy żałobnej, odprawionej w Katedrze. Po mszy wierni przeszli na lądowisko
Ojca Świętego Jan Pawła II. Tam złożyli wieńce i zapalili znicze.
Paweł, 25 lat: - Dla nas ludzi młodych to ogromna strata, osobiście czuję
pustkę. Papież dla większości z nas był wzorem, autorytetem, z którego słów
wiele czerpaliśmy. Teraz nie ma Go wśród nas, ale Jego słowa i nauka pozostaną.
Nie możemy go zawieść, gdyż to nas młodych określał nadzieją i przyszłością
świata.
Zbigniew, 49 lat: - Cóż powiedzieć, serce boli, łzy płyną. Bóg zabrał nam
naszego Papieża, ale widocznie taka była Jego wola. Musimy się z tym pogodzić,
ale ważne żebyśmy mieli Go wciąż w sercu i pamiętali co do nas mówił.
Kamil, 14 lat: - Papież w ostatnich momentach swojego życia bardzo cierpiał,
widać było, że się męczy i jest mu ciężko. Było mi Go bardzo żal. Przyznam, że
cieszę się, że jego cierpienia już się zakończyły.
Maria, 81 lat: - Był dla nas wszystkich Ojcem, nie wiem jak to będzie bez
naszego papieża, dla nas ludzi starych, schorowanych był podporą, cierpieliśmy
razem z nim.
Jolanta, 37 lat: - Smutna chwila, sześć lat temu z radością i entuzjazmem
szliśmy z całą rodziną na spotkanie z papieżem w Drohiczynie, dzisiaj całą
rodziną idziemy, żeby papieża pożegnać i podziękować mu za wszystko co zrobił,
również za to, że nas odwiedził. Niestety, nie zobaczymy już Go, ale pozostanie
głęboko w naszych sercach.
Iwona Sawicka, Głos Siemiatycz Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: "Zamek na fałszywym fundamencie"
Pewnie popełniam błąd występując po raz kolejny na forum pod nazwiskiem. Raz
już to zrobiłem narażając się na atak kilku anonimowych frustratów i pewnie
teraz będzie podobnie. Jednak wypowiedź "poznańskiego przyjaciela" skłania mnie
do odparcia jego bezpodstawnych zarzutów.
Gość portalu: amicus posnaniensi napisał(a):
> Nudni juz jesteście z tym tematem.
> A ten Ratajczak mogłby się troche podszkolić w dziejach zamku jezeli chce
> pisywać na ten temat.
> Raczyński tego bydynku Muzeum nie zbudował. To powojenna niezbyt udana (zbyt
> uproszczone) rekonstrukcja pierwotnego budynku Raczyńskiego.
Polecam moje starsze teksty, w których właśnie o tym piszę. Mój artykuł nie był
wykładem historii zamku, dlatego pewne skróty uznałem za uzasadnione. Ale jeśli
z taką wyższością zabiera się Pan za pouczanie, radzę samemu pogłębić własną
wiedzę. Obecny gmach Muzeum Sztuk Użytkowych nie został przecież odbudowany po
wojnie od podstaw. To JEST gmach Raczyńskiego, tylko CZĘŚCIOWO zrekonstruowany.
> Prusacy nie wybudowali tam sądu lecz siedzibę swoich władz - Rejencji.
> Podkreślili tym samym znaczenie tego miejsca dla Poznania i Wielkopolski.O
> znaczeniu tym wygodnie zapomminaja obecni poznaniacy - przynajmniej
niektórzy.
> Siedzibą Sądu a potem archiwum gmach ten stał się później.
Oczywiście, tam była rejencja do czasów Księstwa Warszawskiego. Potem był sąd.
Ponownie - mój tekst to nie był wykład historyczny. A o znaczeniu tego miejsca
nie zapominam - właśnie dlatego sprzeciwiam się jego oszpeceniu
przez "pseudozabytek".
> Pisanie o przypadkowym zniszczeniu budynku gdy z premedytacją uzywa się
> substancji miejskiej jako barykady przez atakiem to juz szczyty bezmyslnosci.
> Niech autor powie Żydom, że Hitlerowi wcale nie zalezało na ich wyniszczeniu.
> On tylko chciał ich usunąc z Europy a mordy były drugorzedną sprawą. To ten
sam
>
> styl myslenia.
Jeżeli podejmuje się polemikę z jakimś tekstem, warto najpierw posiąść
umiejętność czytania ze zrozumieniem. To nie jest trudne, radzą sobie z tym już
kilkuletnie dzieci. Gdzie zatem napisałem o przypadkowym zniszczeniu budynku
sądu na Wzgórzu Przemysła? Napisałem jedynie, że nie został on zniszczony
celowo jako specjalnie wybrany obiekt, lecz w ramach intensywnych walk o
miasto. Czyżby wtórny analfabetyzm drogi amicusie, czy też krew uderzyła Panu
do głowy?
>
> Innych idiotyzmów juz nawet wskazywac sie nie chce.
Proszę mnie nie oszczędzać :)
>
> Jak się cos pisze to trzeba cos wiedzieć. Jest paru znawców tej tematyki w
> Poznaniu - mógłby autor z nimi się skontaktować i co nieco się dowiedzieć.
Zawsze z wielką uwagą i przyjemnością czytam i słucham wybitnych znawców
historii Poznania, takich jak prof. Wiesiołowski czy Janusz Pazder. Ale
właściwie o jaką tematykę Panu chodzi? Bo wśród specjalistów z dziedziny
ochrony zabytków nie widzę zwolenników tego architektonicznego koszmaru, który
zostanie wzniesiony na Górze Zamkowej. Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Ostry atak żydofilii.
To byla tylko powtorka z tego co zrobili z Wilenskim Okregiem AK:
...W godzinach rannych 13 lipca pchor. Jerzy Jensz "Krepdeszyn" i kpr. Artur
Rychter "Zan", żołnierze osłony dowództwa dzielnicy "D" garnizonu miasta Wilna
zatknęli na wieży Gedymina, na Górze Zamkowej, polską flagę państwową. Widoczna
z dużej części miasta została w godzinach popołudniowych zdjęta przez Rosjan i
zastąpiona flagą sowiecką. Całe lewobrzeżne Wilno znalazło się pod władzą
sowieckiej komendantury. Porządku pilnowały patrole sowieckich partyzantów.
Jedynie prawobrzeżne dzielnice miasta pozostały w gestii polskiej. Od 9 lipca
istniała tam polska komendantura placu, z jurysdykcją zarówno w stosunku do
żołnierzy AK, jak i Armii Czerwonej. ...
Te dobre stosunki skończyły się jednak dość szybko. Już 14 lipca, czyli dzień po
opanowaniu miasta, strona sowiecka zaczęła przygotowywać się do rozbicia
polskiego zgrupowania. Aby zachować pozory, podjęto z ppłk. Krzyżanowskim
rozmowy o utworzeniu polskiego korpusu (w skład którego miały wejść 2 dywizje
piechoty i brygada kawalerii), podporządkowanego taktycznie dowództwu
sowieckiemu, a politycznie polskiemu rządowi w Londynie. Wydawało się, że
polityczne założenia "Ostrej Bramy" zostały uwieńczone sukcesem. "Wilk"
twierdził pełen entuzjazmu, że "Czego politycy nie mogli załatwić przy zielonym
suknie, my tutaj załatwimy po żołniersku". Rozpoczęto więc koncentrację
oddziałów, sporządzano listy korpusu oficerskiego, wydawane były legitymacje
akowskie poszczególnym żołnierzom. Tymczasem wokół polskich jednostek zaczął
zacieśniać się pierścień wojsk NKWD.
Decydujący cios nadszedł 17 lipca, kiedy to podstępnie aresztowano komendanta
okręgu wraz z licznymi oficerami, spotykając się z nimi pod pozorem kontynuacji
rozmów na temat stworzenia polskiego korpusu. Zgromadzone oddziały akowskie
próbowały wymknąć się obławie, ruszając do pobliskiej Puszczy Rudnickiej. Po
dwóch dniach okazało się jednak, iż znalazły się w okrążeniu. Pozostali na
wolności oficerowie podjęli wtedy decyzję o rozwiązaniu oddziałów i ponownej
konspiracji. W ręce sowieckie dostało się około 6000 żołnierzy. Kilkuset
postanowiło kontynuować walkę, a niewielka grupa postanowiła przebić się w
kierunku Warszawy, gdzie wkrótce także rozpoczęło się powstanie.
Internowani (tego terminu używała bowiem strona sowiecka) akowcy odmówili
jednomyślnie mobilizacji do armii Berlinga, wołając "Chcemy Wilka". Ten opór
spowodował wywiezienie ich do Kaługi, gdzie przez kilka lat służyli w
batalionach roboczych Armii Czerwonej, wyrąbując lasy. Aresztowani oficerowie
zostali osądzeni i wywiezieni do Workuty. Tylko część z nich przeżyła zsyłkę.
66.249.93.104/search?q=cache:EYzGeV_JPr0J:www.rzeczpospolita.pl/specjal_040731/specjal_a_7.html+Operacja+%22Ostra+Brama%22&hl=en&gl=pl&ct=clnk&cd=3&ie=UTF-8&client=firefox-a
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: powidż w wielkopolsce
Powidz
W Powidzu znajduje się pseudogotycki kościół z XIXw. pw. Św.
Mikołaja. Tuż przy głównej plaży wznosi się licząca prawdopodobnie
tysiąc lat góra zamkowa. Jest to pozostałość grodziska stożkowego, a
w miejscu tym znajdował się zamek. Jego wysokość sięga 11m a
podstawa mierzy 80x75m. Góra podobno zapada się co może świadczyć o
istnieniu pod nią lochów zamkowych.
Sobota, 14 czerwca 2008 r., godz. 04:31:37
J. Powidzkie - Powidz i Przybrodzin
Dość odległym od Wylatowa, ale za to największym, najlepiej
zagospodarowanym i otoczonym ciekawymi obiektami jest J. Powidzkie.
Jezioro to znajduje się ok. 30 km od Wylatowa. Posiada dużą
powierzchnię i długą linię brzegową. Dzięki temu jest jeziorem
najpopularniejszym w naszym regionie wśród żeglarzy.
Wokół niego znajduje się mnóstwo kąpielisk i przystani.
Najpopularniejsze znajdują się w Powidzu i Przybrodzinie. Miejsca te
są dobrze zagospodarowane, posiadają bogatą infrastrukturę (pomosty,
boiska do siatkóki plażowej, bary, wypożyczalnie sprzętu z
możliwością czartery jachtu itp) a woda w jeziorze jest bardzo
czysta.
Plaża i jezioro w Powidzu
Góra Zamkowa
Kościół św. Mikołaja
Ponadto znajdują się tu liczne atrakcje. W Powidzu znajduje się
pseudogotycki kościół z XIXw. pw. Św. Mikołaja. Tuż przy głównej
plaży wznosi się licząca prawdopodobnie tysiąc lat góra zamkowa.
Jest to pozostałość grodziska stożkowego, a w miejscu tym znajdował
się zamek. Jego wysokość sięga 11m a podstawa mierzy 80x75m. Góra
podobno zapada się co może świadczyć o istnieniu pod nią lochów
zamkowych.
Figury na powidzkim rynku
Ciekawie prezentuje się też powidzki rynek, na którym znajdują się
drewniane figury Franciszka z Asyżu, świętych Floriana i Franciszka
oraz Madonny na lwie.
Jednak chyba najciekawszym obiektem w Powidzu jest 33 baza lotnicza
z pasem startowym o jednej z dłuższych płyt w Europie. Uważnie
obserwując niebo można zauważyć najnowocześniejsze samoloty różnego
typu, służące w Polsce i siłach NATO, także takie, których istnienia
oficjalnie się nie potwierdza .Wracając z Powidza do Wylatowa
przejeżdża się przez Przybrodzin. Jest tutaj także dużo domków
letniskowych, pól namiotowych i wypożyczalni sprzętu. Główna plaża
znajduje się nad zatoką J. Powidzkiego. Atrakcją plaży jest
znajdująca się na niej stacja kolejki wąskotorowej przyjeżdżającej z
Gniezna.
Miłych wakacji.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: maj 2002
Co u mnie
Też dawno nie pisałam to, bo pustki i samej z sobą mi się nie chce. Jestem na
rówieśnikach Piotrusia.
Na początku września pojechaliśmy na dwutygodniowe wakacje w Pieniny - tydzień
do Krościenka i tydzień w Szczawnicy. Wcześniej dużo czasu i energii straciłam
na wyszukanie odpowiednich kwater, a to wcale nie było proste. Ciężko znaleźć
miejsce żeby były pokoje z łazienką i jeszcze wyżywienie i jeszcze nie było
przy ulicy. Jakoś się udało.
W Krościenku byliśmy tutaj:
www.berezicka.planty.pl/
Wyżywienia pani nie zapewniała, ale mieliśmy zarezerwowany fragment mieszkania
w domu - 4-osobowy pokój, kuchnia, łazienka, przedpokój. Lokalizacja niezła -
oddalony od głównych ulic a do centrum 5 min. I blisko do szlaków. Byliśmy na
Trzech Koronach, Górze Zamkowej, Czerteziku i Sokolicy. Piotruś wędrował w
nosidle, nawet w nim przysypiał bo na porę spania nie wracaliśmy, a Michał na
własnych nogach. Po takich wyprawach Michał i tak nie był zmęczony - miał siłę
jeszcze szaleć na polu z dziećmi gospodyni. Prócz tego chodziliśmy po bliższej
okolicy i oczywiście na pyszne lody na wagę.
W Szczawnicy mieszkaliśmy tutaj:
www.udragonka.pl/
I tutaj już było pyszne domowe jedzenie o porach jakie nam odpowiadały(obiad
ustawiony pod Piotrusia). Piękne widoki z okna - na Pieniny i przystań. Znowu
oczywiście oddalone od ulicy, do centrum Szczawnicy 1,5 km które można było
pokonać idąc ścieżką pieszo-rowerową wzdłuż Grajcarka.
Tu też odbyliśmy kilka wycieczek - jeszcze raz na Sokolicę, na Szafranówkę i
PAlenicę. (na PAlenicy jest zjeżdżalnia grawitacyjna gdzie zjeżdżaliśmy z
Michałem), do wodospadu. I najdłuższa wyprawa - z Jaworek rezerwatem Biała
Woda, wzdłuż granicy na Wysoką(odbiliśmy ze szlaku żeby na nią wyjść) i powrót
wąwozem Homole. Całość - 7 godzin chodzenia, a razem z dojazdami 8. Prócz tego
spacerki do centrum(na lody na wagę) i wzdłuż Dunajca do granicy Słowackiej.
Gdy mieliśmy dzień odpoczynkowy - Piotruś szedł normalnie spać po obiedzie, a
Michał z tatą na wycieczki. PRzed wyjazdem poszliśmy koło południa nad
Grajcarek moczyć nogi. Woda była niezbyt ciepła ale chłopcom to nie
przeszkadzało - Piotruś chlapał się za dużymi kamieniami (płytsza i
cieplejsza) a Michał łaził wszędzie i po głębszej z efektem takim że był CAŁY
mokry. Nic im potem nie było. Na smażonego pstrąga poszliśmy do baru
"MAdejówka" - na drugi dzień byly tam Miss'ki.
Pogoda przez całe dwa tygodnie była super. Tylko w jeden dzień padało.
Odpoczęliśmy, porobiliśmy trochę zdjęć:
widok z Trzech Koron:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/8d2cf41318a66554.html
tak Piotruś spał na wyprawach:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b885eabce01cc065.html
odpoczynek po zejściu z 3koron:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/bff711ac903be188.html
(Piotruś chwilę
wcześniej zasnął w nosidle)
jesteśmy na Sokolicy:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/23f871a7a3e43683.html
Szczawnica - widok z okna:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/daa5cab44b87429e.html
na Wysokiej:
www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/c3d47cb2603e813b.html
Trochę więcej zdjęć można oglądnąć w albumie (w sygnaturce)
A po wakacjach reorganizajca dnia - Michał do przedszkola.
Piotruś miał chodzić do żłobka (wdrażać się), ale ponieważ ja nie pracuję to
musiałam go wypisać z braku miejsc (nie chciałam na lewo załatwiać pieczątek)
Michał na razie chodzi 3 dni 12:30 i 2 dni do 16(wtedy ma angielski).
W piątek byłam na rozmowie o pracę, ale wiele sobie nie obiecuję, bo nie
zdążyłam jeszcze wszystkich niezbędnych materiałów przeczytać.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: Gyszychty - zbiory FGGG
Grzegorz Wawoczny 23-06-2006
Żeby odpocząć w interesującym miejscu, wcale nie trzeba daleko wyjeżdżać.
Będziemy o tym przekonywać w każdy piątek, przez całe lato. Dziś zapraszamy do
Thiergarten, czyli zwierzyńca leżącego między Kuźnią Raciborską, Nędzą,
Szymocicami a Jankowicami Rudzkimi
Podanie mówi, że zły leśniczy Eliasz zabijał wszystkich, którzy wchodzili do
lasu. Ofiary grzebał w piwnicy swojej leśniczówki Wildek, strzegącej wejścia
do książęcego Thiergarten.
Za zgodą Eliasza do lasu mogli wchodzić tylko miejscowi i robotnicy leśni.
Każdy z nich musiał głośno gwizdać lub śpiewać. Zły leśniczy wiedział wówczas,
że to swój. Obcy, który nieopatrznie wkroczył przy Wildku w knieje, został
natychmiast zastrzelony lub pojmany i zamykany w ciemnej piwnicy leśniczówki.
Tu nieszczęśnik umierał w męczarniach z głodu.
Ponoć to mroczne miejsce kryło aż 99 ciał ofiar. Pewnego dnia zjawił się tu
handlarz świętymi obrazkami. Robotnicy leśni kazali mu szybko uciekać. Na nic
jednak zdały się ostrzeżenia. Rychło pojawił się Eliasz i wycelował w kupca
fuzję. Kiedy padł strzał, nieznajomy wędrowiec, ku ogromnemu zdziwieniu
leśniczego, chwycił kulę i rzekł: "Teraz skieruję ją na ciebie". Zły Eliasz
zląkł się okrutnie. Poprzysiągł kupcowi, że już nikogo nie pozbawi życia.
Kiedy potem pożegnał się z życiem doczesnym, nad Wildek zleciało się i krążyło
przez długi czas stadu stu kruków.
Goście księcia Wiktora
W 1822 r. w Rudach panował głód, a ludzie nie mieli pieniędzy na zakup zboża.
Rezydujący w starym pocysterskim opactwie książę Wiktor von Ratibor zatrudnił
biednych wieśniaków przy budowie zwierzyńca w lesie. Wydzielono wówczas cztery
tysiące mórg, czyli około tysiąca hektarów dorodnej puszczy pomiędzy Kuźnią
Raciborską, Nędzą, Szymocicami a Jankowicami Rudzkimi. Teren ten oznaczony
jest na starych XIX-wiecznych mapach jako Thiergarten.
Po 1841 r. obszar zwierzyńca powiększono do 2,3 tys. hektarów. Zbudowano też
stylowe leśniczówki i chaty myśliwskie: Rothenburg (dziś Krasiejów),
Lichtenstein oraz Wiktoria w okolicy Jankowic Rudzkich, wspomniany Wildeck
(obecnie używa się spolszczonego określenia Wildek) i Quid ad te w Rudzie
Kozielskiej, Corvey przy Górnej Hucie oraz Waldenburg w Kuźni Raciborskiej.
Rezydujący tu książęcy leśniczy pielęgnowali drzewostan, dokarmiali zwierzynę
i walczyli z kłusownikami.
Książęta von Ratibor urządzali w Thiergarten huczne polowania dla swoich
zacnych gości. Nie brakowało wśród nich członków rodów królewskich i
szlacheckich. Po łowach i rozkładzie cała śmietanka zjeżdżała na suty posiłek
do rudzkiego pałacu, spędzając resztę wieczoru na słuchaniu muzyki i tańcach.
Zapadłe zamczysko
Niemiecka nazwa Thiergarten znikła już ze współczesnych polskich map, a o
starym książęcym zwierzyńcu zapomniano. W lesie zarządzanym dziś przez
Nadleśnictwo Rudy Raciborskie pozostały jednak malownicze ścieżki spacerowe i
stare leśniczówki, m.in. wspomniany Wildeck w Rudzie Kozielskiej ze swoją
mroczną legendą o Eliaszu, Krasiejów w Jankowicach oraz Waldenberg na skraju
Kuźni Raciborskiej.
Warto podczas wakacyjnych wędrówek zajrzeć w ten rejon. Wiele tutejszych
zakątków ma fascynującą historię. W drodze z Wildka do Krasiejowa natrafimy na
Schlossberg, czyli wzniesienie zwane dziś Górą Zamkową. W czasach książęcych
był to punkt widokowy z chatą Wiktora. Legenda mówi, że dawno temu rozbójnicy
zbudowali tu zamek. Zajmowali się napadaniem na podróżników podążających
starym leśnym traktem na miejskie targowiska Raciborza i Gliwic. Pewnego razu
zabili chłopa, który z biedy sprzedał ostatniego konia i wracał do domu z
pieniędzmi. Jego żona, na drugi dzień rankiem, poszła do lasu i ujrzała
wiszące na drzewie ciało męża. Jej żal był tak wielki, że krzyknęła w stronę
zamku: niech cierpią ci, którzy zabili mojego chłopa. Wtem ziemia się
rozstąpiła i zamek zapadł się. W czasie II wojny światowej Niemcy urządzili tu
składy broni.
Niedaleko Góry Zamkowej płynie w stronę Kuźni Raciborskiej potok Raczok. Na
całym swym biegu jest przedzielony siedmioma groblami, które w dolnym biegu
tworzą kaskadę pięciu stawów łańcuchowych. Obecnie jest to miejsce żerowania
rodzin bobrów sprowadzonych tu na początku lat 90. Nietrudno trafić na ślady
ich bytowania, a przy odrobinie szczęścia może i zobaczymy włochatego bobra.
Jak dojechać do Thiergarten?
Najlepszy wjazd do starego książęcego zwierzyńca wiedzie od Rudy Kozielskiej
lub Jankowic. W Rudzie trzeba dojechać do domu strażaka i skręcić w ulicę
Wildek. W Jankowicach, na trasie Racibórz - Rudy - Gliwice, skręcamy w drogę
wiodącą za kaplicą św. Izydora.
Co zwiedzić poza Thiergarten?
- Zespół klasztorno-pałacowy w Rudach, czyli dawne opactwo cysterskie, a potem
pałac książąt von Ratibor. Przy opactwie znajduje się kościół parafialny pw.
WNMP z cudownym obrazem Matki Boskiej Pokornej. W centrum Rud bez problemu
zaopatrzymy się w wydawnictwa ze szczegółowymi mapami tego obszaru.
- Skansen kolei wąskotorowej w Rudach. W sezonie są tu dostępne przejazdy
turystyczne. Z drogi Racibórz - Gliwice skręcamy przy cmentarzu z neoromańskim
kościółkiem św. Magdaleny.
- Liczącą 16 km, oznakowaną ścieżkę rowerową z Rud Brantolki w kierunku
Kotlarni i Kuźni Raciborskiej. Na trasie, wiodącej przez lasy i teren
pożarzyska z 1992 r., znajdują się tablice informacyjne opisujące historie
ciekawych miejsc oraz walory fauny i flory.
- Uroczysko Buk z ośrodkiem wypoczynkowym i kąpieliskiem. Dawniej było to
miejsce wypoczynku książąt von Ratibor i ich gości. Znajduje się tu usypana z
kamieni Góra Wiktorii, gdzie jest kamień upamiętniający wizytę w 1866 r. w
Rudach Wiktorii, córki królowej angielskiej, późniejszej żony cesarza
Fryderyka III.
- Uroczysko Hubertus z leśnym stawem i terasą widokową. Dojazd boczną leśną
dróżką łączącą się na skraju Kolonii Renerowskiej z drogą Racibórz - Gliwice.
.
przed opactwem knajpa, nazywa się chyba "Pod Kasztanami" (?) - tanio i
smacznie tam zjesz. znacznie lepiej niż w uroczyskowej restauracji, w której w
menu można znaleźć takie dania jak "zupa z Knorra"...
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Temat: propozycje urlopowe
propozycje urlopowe
Żeby odpocząć w interesującym miejscu, wcale nie trzeba daleko wyjeżdżać.
Będziemy o tym przekonywać w każdy piątek, przez całe lato. Dziś zapraszamy
do Thiergarten, czyli zwierzyńca leżącego między Kuźnią Raciborską, Nędzą,
Szymocicami a Jankowicami Rudzkimi
Podanie mówi, że zły leśniczy Eliasz zabijał wszystkich, którzy wchodzili do
lasu. Ofiary grzebał w piwnicy swojej leśniczówki Wildek, strzegącej wejścia
do książęcego Thiergarten.
Za zgodą Eliasza do lasu mogli wchodzić tylko miejscowi i robotnicy leśni.
Każdy z nich musiał głośno gwizdać lub śpiewać. Zły leśniczy wiedział
wówczas, że to swój. Obcy, który nieopatrznie wkroczył przy Wildku w knieje,
został natychmiast zastrzelony lub pojmany i zamykany w ciemnej piwnicy
leśniczówki. Tu nieszczęśnik umierał w męczarniach z głodu.
Ponoć to mroczne miejsce kryło aż 99 ciał ofiar. Pewnego dnia zjawił się tu
handlarz świętymi obrazkami. Robotnicy leśni kazali mu szybko uciekać. Na nic
jednak zdały się ostrzeżenia. Rychło pojawił się Eliasz i wycelował w kupca
fuzję. Kiedy padł strzał, nieznajomy wędrowiec, ku ogromnemu zdziwieniu
leśniczego, chwycił kulę i rzekł: "Teraz skieruję ją na ciebie". Zły Eliasz
zląkł się okrutnie. Poprzysiągł kupcowi, że już nikogo nie pozbawi życia.
Kiedy potem pożegnał się z życiem doczesnym, nad Wildek zleciało się i
krążyło przez długi czas stadu stu kruków.
Goście księcia Wiktora
W 1822 r. w Rudach panował głód, a ludzie nie mieli pieniędzy na zakup zboża.
Rezydujący w starym pocysterskim opactwie książę Wiktor von Ratibor zatrudnił
biednych wieśniaków przy budowie zwierzyńca w lesie. Wydzielono wówczas
cztery tysiące mórg, czyli około tysiąca hektarów dorodnej puszczy pomiędzy
Kuźnią Raciborską, Nędzą, Szymocicami a Jankowicami Rudzkimi. Teren ten
oznaczony jest na starych XIX-wiecznych mapach jako Thiergarten.
Po 1841 r. obszar zwierzyńca powiększono do 2,3 tys. hektarów. Zbudowano też
stylowe leśniczówki i chaty myśliwskie: Rothenburg (dziś Krasiejów),
Lichtenstein oraz Wiktoria w okolicy Jankowic Rudzkich, wspomniany Wildeck
(obecnie używa się spolszczonego określenia Wildek) i Quid ad te w Rudzie
Kozielskiej, Corvey przy Górnej Hucie oraz Waldenburg w Kuźni Raciborskiej.
Rezydujący tu książęcy leśniczy pielęgnowali drzewostan, dokarmiali zwierzynę
i walczyli z kłusownikami.
Książęta von Ratibor urządzali w Thiergarten huczne polowania dla swoich
zacnych gości. Nie brakowało wśród nich członków rodów królewskich i
szlacheckich. Po łowach i rozkładzie cała śmietanka zjeżdżała na suty posiłek
do rudzkiego pałacu, spędzając resztę wieczoru na słuchaniu muzyki i tańcach.
Zapadłe zamczysko
Niemiecka nazwa Thiergarten znikła już ze współczesnych polskich map, a o
starym książęcym zwierzyńcu zapomniano. W lesie zarządzanym dziś przez
Nadleśnictwo Rudy Raciborskie pozostały jednak malownicze ścieżki spacerowe i
stare leśniczówki, m.in. wspomniany Wildeck w Rudzie Kozielskiej ze swoją
mroczną legendą o Eliaszu, Krasiejów w Jankowicach oraz Waldenberg na skraju
Kuźni Raciborskiej.
Warto podczas wakacyjnych wędrówek zajrzeć w ten rejon. Wiele tutejszych
zakątków ma fascynującą historię. W drodze z Wildka do Krasiejowa natrafimy
na Schlossberg, czyli wzniesienie zwane dziś Górą Zamkową. W czasach
książęcych był to punkt widokowy z chatą Wiktora. Legenda mówi, że dawno temu
rozbójnicy zbudowali tu zamek. Zajmowali się napadaniem na podróżników
podążających starym leśnym traktem na miejskie targowiska Raciborza i Gliwic.
Pewnego razu zabili chłopa, który z biedy sprzedał ostatniego konia i wracał
do domu z pieniędzmi. Jego żona, na drugi dzień rankiem, poszła do lasu i
ujrzała wiszące na drzewie ciało męża. Jej żal był tak wielki, że krzyknęła w
stronę zamku: niech cierpią ci, którzy zabili mojego chłopa. Wtem ziemia się
rozstąpiła i zamek zapadł się. W czasie II wojny światowej Niemcy urządzili
tu składy broni.
Niedaleko Góry Zamkowej płynie w stronę Kuźni Raciborskiej potok Raczok. Na
całym swym biegu jest przedzielony siedmioma groblami, które w dolnym biegu
tworzą kaskadę pięciu stawów łańcuchowych. Obecnie jest to miejsce żerowania
rodzin bobrów sprowadzonych tu na początku lat 90. Nietrudno trafić na ślady
ich bytowania, a przy odrobinie szczęścia może i zobaczymy włochatego bobra.
Jak dojechać do Thiergarten?
Najlepszy wjazd do starego książęcego zwierzyńca wiedzie od Rudy Kozielskiej
lub Jankowic. W Rudzie trzeba dojechać do domu strażaka i skręcić w ulicę
Wildek. W Jankowicach, na trasie Racibórz - Rudy - Gliwice, skręcamy w drogę
wiodącą za kaplicą św. Izydora.
Co zwiedzić poza Thiergarten?
- Zespół klasztorno-pałacowy w Rudach, czyli dawne opactwo cysterskie, a
potem pałac książąt von Ratibor. Przy opactwie znajduje się kościół
parafialny pw. WNMP z cudownym obrazem Matki Boskiej Pokornej. W centrum Rud
bez problemu zaopatrzymy się w wydawnictwa ze szczegółowymi mapami tego
obszaru.
- Skansen kolei wąskotorowej w Rudach. W sezonie są tu dostępne przejazdy
turystyczne. Z drogi Racibórz - Gliwice skręcamy przy cmentarzu z
neoromańskim kościółkiem św. Magdaleny.
- Liczącą 16 km, oznakowaną ścieżkę rowerową z Rud Brantolki w kierunku
Kotlarni i Kuźni Raciborskiej. Na trasie, wiodącej przez lasy i teren
pożarzyska z 1992 r., znajdują się tablice informacyjne opisujące historie
ciekawych miejsc oraz walory fauny i flory.
- Uroczysko Buk z ośrodkiem wypoczynkowym i kąpieliskiem. Dawniej było to
miejsce wypoczynku książąt von Ratibor i ich gości. Znajduje się tu usypana z
kamieni Góra Wiktorii, gdzie jest kamień upamiętniający wizytę w 1866 r. w
Rudach Wiktorii, córki królowej angielskiej, późniejszej żony cesarza
Fryderyka III.
- Uroczysko Hubertus z leśnym stawem i terasą widokową. Dojazd boczną leśną
dróżką łączącą się na skraju Kolonii Renerowskiej z drogą Racibórz - Gliwice.
O czym należy pamiętać?
Leśne dukty oznaczone są znakami zakazu. Porządku pilnuje straż leśna
Nadleśnictwa Rudy Raciborskie. Bezwzględnie należy przestrzegać zakazu wstępu
do lasu w okresie zagrożenia pożarowego. Więcej informacji bieżących na
www.lasykatowice.com.pl.
Przejrzyj resztę odpowiedzi z wątku
Strona 3 z 4 • Znaleziono 203 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4